Moderators: Alkasyn, KędzioR_vo
by Hansolo » September 21st, 2017, 9:55 am
I would take gameplay over authenticity for a science-fiction board game any day of the week.
by KędzioR_vo » September 21st, 2017, 10:14 am
Hansolo wrote:Nie za każde wejście w sensie wejście jednostką do stacji, tylko za kontrolowanie wejścia. A kontrolujesz jeśli przez konkretne wejście wejdzie więcej Twoich punktów niż przeciwnika.
Czyli 4 stacje, za kontrolę każdej masz po 2XP + 2XP za zabijanie.
Usashi dobrze myślał, to ja użyłem jak widać niejasnego określenia
by Usashi » September 27th, 2017, 11:26 pm
by KędzioR_vo » September 28th, 2017, 8:05 am
RAPORT O:JC:2/YJ/MF wrote:Wyciąg.
Nadzór Bojowy, Hassassin Farzan (Dane Utajnione).
ŚCIŚLE TAJNE – poziom 1
(…)Wróg rozstawił wojska w centralnej części pola walki, ustawiając wiele kamuflaży przy wejściach do metra. Podejrzewaliśmy jednostki Minelayer. Nasza infiltracja zajęła bezpieczne pozycje, a w związku z luźnym zapleczem przeciwnika ukryliśmy tam Impersonatora w bliskim kontakcie ze snajperem przeciwnika.
Kompletnie tym zniszczyliśmy plany YJ.
Mimo ich inicjatywy Hassasyńskie metody wybiły broń z rąk Azjatów.
Za rozkodowanie i sabotowanie planów przeciwnika oraz usunięcie dwóch wrogów w walce strzeleckiej (Tygrysa oraz Knaufa) wnioskuję o najwyższe odznaczenie dla Hassassina Fidaya (Dane Utajnione).
Trzeba jednak dokładniej nadzorować naszego najemnika – i ewentualnie wysłać na dodatkowe szkolenie mobilizacyjne. Miał osłaniać Impersonatora, a nie trafił swojego alter ego w armii wroga mimo czystego strzału. Najwyraźniej ciągle ma pewne problemy psychiczne. Na szczęście później, wskutek działań Hassassina, już nie musiał się zmagać ze swoim odbiciem.
Bardzo wysoko oceniam działania naszego Warcora (Dane Utajnione), który doskonale bronił dojścia wrogów do Agenta w Impersonacji. Wnioskuję o awans.
Bardzo dobrze przedpole wyczyścił Djanbazan (Dane Utajnione), rozminowując karabinem maszynowym zejścia do metra i usuwając przeciwników, w tym wrogiego dowódcę. To on dokonał największych zniszczeń – wnioskuję o odznaczenie.
Wciąż zadziwia mnie zdolność taktycznego myślenia u Kasyma Bega. Oczywiście w swoim stylu wyjechał na kilku przeciwników i odniósł rany, w związku z czym musieliśmy go ratować, ale jak zwykle był morderczo skuteczny i efektywny. Przy okazji był jedyną ofiarą armii YJ.
Awansować go nie możemy, ale wnioskuję o zwiększone dotacje na sprzęt.
Nasz oficer – Tarik Mansuri – zrobił to, co do niego należało. Ale daje o sobie znać przesadna brawura i bohaterstwo. Minusy programu Runihura. Dobrze wyczekał wroga i usunął kilku przeciwników, ale niepotrzebnie został w bliskim kontakcie z wrogim kamuflażem, którego nie dał rady wcześniej wykryć. Okazał się nim być Daofei, wsparty dodatkowo kolejnym skoczkiem Tygrysem, i Tarik swoją lekkomyślność nieomal przypłacił życiem. Uratował go pancerz oraz legendarna tężyzna.
Wspomnieć także należy o skomasowanym ogniu Shihaba, Knaufa, Djanbazana i wsparciu Warcora.
Wnioskuję o dalsze szkolenie Tarika z naciskiem nie na fizyczne, a mentalne aspekty.
Oczywiście wiem, jaki to będzie miało skutek.
(…)
- A projekt (H. M.) R. (Dane Utajnione Poziom 0) ?
- Nie było jeszcze potrzeby ujawniania go przed przeciwnikami. Przyglądał się starciu z bezpiecznej perspektywy, zbierając dane, i nie musiał interweniować.
Niewierni zasłużyli na karę, ale jako humanista stwierdzam, że szkoda mi tych nieszczęśników. Niech Allah ma w opiece tych, którzy poznają moc Projektu R.
by Narrander » September 29th, 2017, 8:58 pm
by Hansolo » September 29th, 2017, 9:53 pm
I would take gameplay over authenticity for a science-fiction board game any day of the week.
by Narrander » September 29th, 2017, 10:29 pm
by Hansolo » October 1st, 2017, 7:30 pm
I would take gameplay over authenticity for a science-fiction board game any day of the week.
by Usashi » October 2nd, 2017, 9:24 am
by Hansolo » October 3rd, 2017, 8:56 am
I would take gameplay over authenticity for a science-fiction board game any day of the week.
by Usashi » October 3rd, 2017, 11:10 am
by Hansolo » October 3rd, 2017, 11:33 am
Usashi wrote:Może też przesadzam i możemy zagrać jak jest. Jeśli zdarzy się sytuacja, że jedna strona wygrała, a druga nie ma już nic na stole, a wygranemu przez złe rzuty nie udało się opuścić stołu, to wtedy będziemy się martwić
I would take gameplay over authenticity for a science-fiction board game any day of the week.
by Usashi » October 3rd, 2017, 12:34 pm
by KędzioR_vo » October 3rd, 2017, 2:25 pm
Hansolo wrote:No dobrze, zrobione. Pary są, misje wiszą, czas do 23 października. A potem przed nami tylko finał, w którym spotkają się zwycięzcy obecnych misji.
Powodzenia dowódcy!
by Narrander » October 30th, 2017, 3:47 pm
by Usashi » October 30th, 2017, 11:38 pm
by Hansolo » October 31st, 2017, 4:36 pm
I would take gameplay over authenticity for a science-fiction board game any day of the week.
by Hansolo » November 6th, 2017, 1:28 pm
Usashi wrote:BTW Hans, sugeruję więcej nie pisać scenariuszy gdzie nie ma retreta. Gry, gdzie obie strony mają po 3 rozkazy, a żadna nie może uciec, mają tendencje do ciągnięcia się w nieskończoność i robią się nudne
I would take gameplay over authenticity for a science-fiction board game any day of the week.
by KędzioR_vo » November 17th, 2017, 2:06 pm
Pierwszy wybuch wstrząsnął całym pociągiem, ale dopiero drugi go zatrzymał.
Rozpędzona machina wyhamowała szybko, za szybko, i część z załogi odczuła boleśnie uderzenie. Kilku zostało rannych – ale nie było czasu na opatrywanie ich.
Szok minął błyskawicznie – Tarik był żołnierzem, nie dawał się zaskakiwać sytuacjom, po prostu działał. To nie pierwszy raz, gdy ze snu wyrywała go jakaś eksplozja - złapał Spitfire w dłoń i ruszył do kabiny motorniczego.
Wiedział, że z drugiej strony do przeciwnej kabiny udaje się Husam Muyib Rico, niosąc nie tylko karabinek, ale i Panzerfausta.
Przechodząc Mansuri spojrzał tylko na krzątających się Haqqislamskich wojaków, rzucił kilka krótkich haseł, ale wszyscy robili to, co powinni.
Podejrzewali, że mogą jeszcze wpaść w jakąś zasadzkę. I wiedzieli, że obrona pociągu może okazać się najtrudniejszym z dotychczasowych zadań.
Ale mimo wszystko szokiem było, że tak szybko ich złapano. I że wywiad nie ostrzegł z odpowiednim wyprzedzeniem.
Ghazi Muttawiah wybiegli z przedziału bagażowego, obstawiając dwie strony pojazdu, dwie drony total reaction w typie Kameel ustawiły się na obrzeżach, a Hassassyni Muyib i Farzan zaminowywali podejście.
Shihab z HMG wdrapał się na kontenery, obserwując obie strony pociągu – na tyle, na ile ciemne nocne niebo pozwalało.
Wróg wybrał idealny moment na atak, jeszcze przed świtem. Wszystko było przeciw Haqqislamowi – nawet ich strzelby okazały się nieużyteczne, gdyż nie mogli ryzykować uszkodzenia pociągu…
Kasym z warkotem silnika wyjechał z przedziału bagażowego na przedpole. Nie mówił tego nikomu, ale żałował, że Zuleyka zdążyła ich dogonić po ostatniej akcji i teraz gazowała na naczepie. Zamira miała uszkodzony motor i nie dojechała. Beg znał Tarika, nie musieli dużo rozmawiać, by przekazać sobie swoje odczucia.
I tym razem były złe.
Po prostu złe.
A dziewczynki Bega nie miały Cube’ów.
Tarik wszedł w drzwi kabiny motorniczego. Przechodząc spojrzał jeszcze wymownie na dwóch swoich żołnierzy. Twarze obu z nich były skryte za maskami, ale rozumieli się doskonale. Kiwnęli głowami, oddając szacunek dowódcy. I w ciągu kilku chwil zniknęli w ciemności nocy.
Military Orders. To oni dali radę zatrzymać pociąg i szykowali się do ataku. Informatorzy donieśli o oddziale ciężkozbrojnych rycerzy, kilku lekkich przeciwnikach, dwóch dronach z ODD, oraz Joannie D'Arc.
I właśnie ona zaczęła atak. Błyskawicznie, brutalnie i skutecznie. Zdjęła pierwszego z Kameeli, stojącego nieopodal Tarika.
W tym samym czasie została zaatakowana przez zakamuflowanego dotąd na kontenerach hakera – Al’Hawwę, korzystającego z repeatera Kameelowego. Ale Joanna z wyniosłością zignorowała zagrożenie, a jej pancerz biotechnologiczny odparł uderzenia programu hakerskiego. Następnie rozpędzona blondyna wpadła wprost na Tarika, z mieczem nad głową, szałem w oczach i nieludzką precyzją ruchów. Została ostrzelana przez osłaniających szefa Naffatuna i Doktora Ghulama, jedna z kul nawet ją zraniła, ale dumna niewiasta wymachiwała dalej swym wielkim mieczem. Pierwszy cios Tarik zablokował – odrzucił Spitfire i zamaszystym cięciem swego ogromnego tasaka sięgnął Joanny. Haqqislamskie ostrze, pokryte jeszcze trucizną, wbiło się głęboko w pancerz i sięgnęło wzmocnionego ciała.
To miał być koniec Joanny i moment tryumfu Tarika.
Miał być.
Źrenice dowódcy Haqqislamu rozszerzyły się w zdziwieniu, gdy przeciwniczka przetrwała cios. I nie tylko ustała, ale wyprowadziła swój, jeszcze szybszy.
I jeszcze celniejszy.
Krew trysnęła na podłogę pociągu, a po chwili wielki łomot wstrząsnął przedziałem, gdy ciało Tarika padło bez dechu w kabinie.
Wstrząs był nie tylko fizyczny – oto i wielki wódz Haqqislamu zginął.
Naffatun i Ghulam jeszcze mocniej wcisnęli spusty karabinów, ostrzeliwując przeciwniczkę, która przecież nie miała prawa żyć, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Padli jeden po drugim, a piekielny robot – bo żaden człowiek by tego nie przetrwał – atakował dalej. Krew lała się z ran Joanny, ale rzuciła się ku kolejnym przeciwnikom, wysadzając jedną z min, rozstrzeliwując Ghaziego i zmuszając Muyiba do wycofania.
Zuleyka podjęła walkę – dwie niewiasty naprzeciw siebie, dwa zupełnie inne światy, dwa rodzaje piękna. I dwie odmiany zabójczych umiejętności. Nie mogła użyć miotaczy, sięgnęła więc po Breaker pistolety i bez strachu spojrzała na nacierającą, szaloną wojowniczkę.
Kasym krzyczałby, by zasłaniała się granatami dymnymi. Kasym kazałby jej unikać strzałów i uciekać.
Kasym kazałby jej się ratować.
Za wszelką cenę.
Ale Kasym był po drugiej stronie i nie widział, jak Zuleyka zgrabnie uchyla się przed strzałami i celnie odpowiada – amunicja Breaker wgryzła się w ciało Joanny.
Ale i to nie sprawiło, że D'Arc padła – po prostu zignorowała trafienie i wystrzeliła całą serię swojego Spitfire w Zuleykę.
Wściekłość Kasyma wezbrała jak dzika rzeka i wybuchła niczym uwolniony żywioł przebijający ściany zapory. Ruszył na motorze do jednego z robotów, szukając ujścia gniewu, ale to była sądna noc dla Haqqislamu. Buleteer przetrwał trafienie z chaina, a wystrzelona przezeń kula sięgnęła klatki piersiowej Kasyma i zrzuciła go z motoru. Krew trysnęła wokół, zalała też oczy wojownika. Beg, niczym ranny tygrys, mimo śmiertelnego trafienia doskoczył do przeciwnika i w kilku szybkich ciosach odrąbał mu kończyny i przebił tors, ale nie mógł zrobić więcej. Nie mógł pomścić Zuleyki.
Opadł na kolana przy zniszczonym przeciwniku, a z jego gardła wydobył się dziki, nienawistny ryk.
Krwista czerwień.
I ciemność.
…
Blask wystrzałów rozświetlił mrok.
Muyib wychylił się zza kontenera i wpakował pełną serię w pozbawioną osłony Joannę. Nie powinna już żyć. Zdawało się, że wszystkie strzały trafiają, ale po raz kolejny zguba Haqqislamu odpowiedziała jeszcze celniej – krytyczne trafienie przebiło wizjer i hełm Hassassyna i posłało go na ziemię.
Zza niego wyskoczył Kameel, powtarzając sytuację, i też padł.
To było jak klątwa.
Nawet ciężki karabin maszynowy Shihaba nie sięgnął Joanny – stała w miejscu, wyczerpana, wykrwawiona, ale wciąż stała, niczym przerażający symbol wyższości sztucznej technologii nad naturą.
Ranny Muyib otworzył oczy, posoka dosłownie mu je zalewała, już nie czuł żadnego bólu, a siły odpływały z jego ciała… Ale zebrał resztkę mocy w sobie, oparł na łokciu i wystrzelił swoją ostatnią serię. Celną.
Trafienia wstrząsnęły ciałem Joanny i tym razem już padła bez życia.
Podobnie, jak Muyib.
…
Ghazi Muttawiah biegł w stronę oddziału rycerzy. Było ich pięciu, wszyscy świetnie wyszkoleni, opancerzeni, przewyższający Haqqislam pod niemal każdym względem.
Poza wolą walki.
Po drugiej próbie Jammer traił. DeFersen poczuł dziwny ból, jego systemy łączności zaszumiały i stracił kontakt z grupą, a oddział został rozbity.
Haqqislam jeszcze walczył.
Ghazi wyskoczył zza rogu na przeciwników – nie oszukiwał się. Nie miał szans ich ubić, każdego z dwoma życiami. Ale miał szansę wyłączyć ich pancerze i izolować ich z grupy – a tego się nie spodziewali. Odpalił E-Marata, wiązka elektromagnetyczna sięgnęła wszystkich pięciu przeciwników, tylko jeden mógł się odstrzelić. Reszta próbowała unikać trafienia…
Muttawiah zginął od jednego strzału, padając jeszcze patrzył na swe dzieło.
Zszokowany.
Wszyscy rycerze uniknęli trafień bądź wybronili się pancerzem biotechnologicznym.
Kolejny żołnierz poświęcony na marne.
A słońce powoli podnosiło się zza horyzontu.
…
Hassassin Husam Muyib Rico.
Projekt R.
Efekt treningów, badań, pracy, szkoleń. Maszyna do walki wręcz, świetny strzelec, wytrzymały wojownik.
Fanatycznie wytrwały.
Szokująco opanowany.
On wraz z żołnierzami leżącymi na kontenerach - zakamuflowanym Farzanem i ukrytym nieopodal Al’Hawwą próbował bronić dostępu do drugiej strony pociągu. Shihab wspierał ich z niedaleka.
Widział, jak właśnie pada Ghazi Muttawiaha. Słyszał, jak Barid z tyłu uruchamia kontrolki, by pociąg odjechał. I czekał na wrogów, oferując im powitanie ogniem zaporowym.
Pierwszy rycerz wybiegł i padł martwy. Wybuchła mu mina w twarz, dostał trafienie od Farzana i kilka od Rico.
Następni byli ostrożniejsi. Wychylali się i dzieląc serię ostrzeliwali obu Hassassynów.
Farzan dzielnie celował z shotguna, ale w końcu jedna z kul go sięgnęła.
I chociaż, dzięki mimetyzmowi i ogniu zaporowemu, dzięki świetnemu wyszkoleniu, Rico przewyższał wrogów, to jednak klątwa działała.
Zranił przeciwnika, po czym poczuł bolesne uderzenie w boku. Nie miał czasu na zastanawianie się, zresztą nie był od myślenia. Strzelał dalej.
Zmieniał magazynek, celował, strzelał.
Zmieniał magazynek, celował, strzelał.
Oddział trzech rycerzy wybiegł nań. Rico czuł już, że drętwieje mu prawa część ciała, ale wiedział, że walczy dla wyższej sprawy. Zignorował ostrzał dowódcy rycerzy i odrzucił karabinek, łapiąc w dłoń broń cięższą.
Nie odejdzie z tego pola bitwy sam. Posłał krytycznie celny strzał z Panzerfausta w jednego z biegnących rycerzy. Jeden strzał, jeden trup. Po chwili Panzerfaust w następnego.
I gdy padał, przebity kolejnymi pociskami, przywitał ciemność z właściwym dla siebie spokojem i opanowaniem.
…
Shihab od jednego trafienia.
Ghazi od dwóch.
Barid sam poszedł na dwóch przeciwników. Nie chciał dać im inicjatywy, więc wziął sprawy w swoje ręce. Przynajmniej zginął na własnych warunkach.
Ostatni, Al.’Hawwa, leżał na kontenerze.
Wyczerpany.
Trinity wystrzelone przez DeFersena było niczym środek nasenny. Wszyscy jego kompani zginęli, nie chciał być jedynym, który nie dotrzymał przyjaciołom towarzystwa.
…
„Sądna noc”.
Tak mieli to nazywać w przyszłości mieszkańcy Haqqislamu.
Ewentualnie „Nocny pociąg z mięsem”.
A jedną panią nazwali „Blond klątwa”. „Blond sucz”. Lub „Blond Terminator”.
Wiadomo, kogo i czemu.
…
Rycerze PanOceanii, choć poranieni i przetrzebieni, przejęli pociąg. Zajęli miejsca i ruszyli dalej.
DeFersen miał jednak dziwne wrażenie, że coś mu umknęło.
Ale to nieistotne – musieli szybko naprawić sprzęt, zaleczyć rany.
I walczyć dalej.
A mały Nasmat, pomocnik lekarza Haqqislamu, bo o niego chodziło, nie był już w pociągu. Powinien być nieaktywny, jego „opiekun” zginął szybko.
Ale jednak został aktywowany. Wyszedł z pociągu niezauważony, przeszedł wokół pola bitwy, zebrał dane i ruszył dalej.
Słońce wschodziło coraz wyżej, oświetlało dachy, ulice, ciała. Wyciągało z przestrzeni kształty, jasne promienie falowały na blachach, pancerzach, załamywały się na jednym z dachów pod dziwnym kątem. Płaski strop mienił się dziwnymi refleksami, a powietrze na nim zdawało się formować w niemal ludzki kształt. Ktoś, jak półprzejrzysty duch, manipulował dłońmi.
Tuareg z oddziału ratunkowego sterował Nasmatem. Prowadził go coraz dalej i dalej.
Wszystkiemu przyglądał się bezdomny. Siwy, stary, zarośnięty, brudny, zapomniany i nieistotny. Bitwę spędził chowając się za śmietnikiem, otulony gazetami, by żaden z walczących go nie zobaczył.
A teraz oczami bez wyrazu, które w swoim życiu widziały już zbyt wiele, wodził po trupach Haqqislamu, wyrzuconych przez PanOceańskich rycerzy z pociągu. Zuleyka, Tarik, nieco dalej Rico, jeszcze dalej Kasym…
Nasmat był tam chwilę temu, a teraz dreptał do bezdomnego.
Podszedł, bezdomny podał mu opakowaną w papier butelkę z alkoholem, do której robocik wrzucił zabezpieczone zestawy danych.
Starzec pogłaskał Nasmata, niczym wiernego psa, schował butelkę za pazuchę płaszcza i wstał.
Odchodząc, obejrzał się jeszcze raz na miejsce rzezi.
Skoro medycy Haqqislamu są w stanie odtworzyć swoich najlepszych żołnierzy po każdej misji na podstawie kilku zapisów i DNA, nawet bez Cube’ów, to może i teraz to się uda.
Bezdomny uśmiechnął się lekko, pokłonił głowę i odszedł.
On nie musiał wierzyć w medyków Haqqislamu.
On był dowodem ich maestrii.
…
by Hansolo » November 17th, 2017, 2:44 pm
I would take gameplay over authenticity for a science-fiction board game any day of the week.
by Usashi » November 18th, 2017, 12:48 pm
Hansolo wrote:
Jakie sekrety skrywa odcięte miasto? Jak na przybyszy zareaguje Konrad? Co zmusiło pułkownika do buntu? Czy Ghost wygra kolejną kampanię?
Tego dowiemy się już niedługo.
by KędzioR_vo » November 18th, 2017, 4:55 pm
Usashi wrote:Dobrze napisane Kędzior.
by Hansolo » December 21st, 2017, 9:37 pm
I would take gameplay over authenticity for a science-fiction board game any day of the week.
by Narrander » December 23rd, 2017, 6:21 pm
Czarna bryła pancerza Hac-Tao upadła na ziemię... Chwilę później po tej samej ziemi toczyła się głowa imperialnej agentki... Ostatni stojący na nogach samuraj delikatnie, elegancko wsunął ostrze katany z powrotem do pochwy. Następnie osunął się na kolana... Cały wysiłek włożony w tą szaleńczą akcję odwetową uderzył w jego ciało. Ciemność wokół się nasiliła...
Nieopodal dwójka Kempeitai ciągnęła po ziemi oszołomionego porucznika wroga. Jedynego ocalałego z rzezi... Jedynego posiadającego dostęp do informacji...
W oddali zaśpiewał słowik.
[...]
Suchy wiatr uderzył w twarz Neko. Samuraj zmrużył oczy, lecz nie uchylił się przed żywiołem... Stał wyprostowany.
Przed nim malowała się spowita w ciemności sylwetka miasta Fuyan...
Niedługo po tym pierwsze pociski przecięły powietrze, a ziemia znów została napojona przez krew.
[...]
Z wyczerpującego starcia z siłami PanOceanii to Japończycy wyszli zwycięsko. Wrażym siłom nie pomogła nawet obecność Gabriela De-Fersena oraz okrytej ponurą legendą, wzbudzającej trwogę Joanny De-Arc. Na nieszczęście zachodniego rycerstwa, japońskie roboty bojowe typu Karakuri nie znały strachu...
Tymczasem Neko Oyama w towarzystwie reportera ruszył w kierunku hotelowych wrót...
[...]
Drzwi windy otworzyły się z cichym sykiem. Trzeba przyznać że Konrad dbał o wygody. Inaczej
czekałby ich długi spacer schodami. Na ostatnim piętrze był tylko jeden pokój. Czy też precyzyjniej mówiąc –
penthouse. Logiczne było, że właśnie tam Konrad umieścił swoje centrum dowodzenia.
Po chwili byli już w środku... Jednak przywitała ich tylko cisza.
Konrad siedział w fotelu. Pistolet w zaciśniętej dłoni, dziura w czaszce. Ciało było kompletnie wysuszone...
Obok pułkownika stała radiostacja z podłączonym odtwarzaczem. Nie nowoczesny holopad – antyczny
odtwarzacz płyt CD. Takeshi podszedł i wcisnął trójkątny przycisk. Z głośników popłynął głos Konrada:
Mówi pułkownik John Konrad z Letzte Battalion. Odcinamy miasto Fuyan. Nie próbujcie się zbliżać. Nie
próbujcie się komunikować. Będziemy strzelać żeby zabić.
Zostaliście ostrzeżeni. Niech Bóg nam wybaczy.
I tylko tyle...
Takeshi Neko Oyama doznał niezwykłego uczucia... Ciemność wokół się nasiliła, bowiem nieustraszony Neko Oyama pierwszy raz poczuł w swym sercu trwogę. Reporter stojący tuż za nim opuścił kamerę... Nie TO mieli tu znaleźć... Nie o TYM mówił pochwycony przez nich porucznik... Neko Oyama upadł na kolana... Przytłaczająca ciemność powaliła żywą legendę.
Następnie czas jakby zwolnił.
Samuraj uskoczył w bok unikając serii z pistoletu. Oyama przetoczył się po pokoju i dobył broni. Był gotowy na wszystko... Na wszystko, poza tym co ujrzał... Z drugiego końca pokoju wpatrywał się w niego nienawistnym spojrzeniem dziennikarz... Jego dziennikarz... Sekundę później samurajska katana musiała parować wściekłe ciosy zadawane nożem...
Po krótkiej chwili samuraj stał przerażony nad trupem jednego ze swoich podkomendnych...
Shukin wychylił się przez hotelowe okno, lecz to co ujrzał było niewyobrażalne. Na dachu budynku nieopodal odbywał się pojedynek między ostatnimi z jego samurajów... On znał ich osobiście... On wiedział, że byli braćmi... On widział, jak właśnie w tym momencie walczyli ze sobą... Odszedł od okna i potknął się... Po tym, niewiele myśląc zaczął zbiegać schodami, chcąc uciec z przeklętego budynku... Wokół nasiliła się ciemność.
[...]
Wreszcie wolny od przytłaczających hotelowych ścian Neko Oyama zaczynał znów myśleć trzeźwo. Po chwili bierności skierował swoje kroki w stronę oddziału Karakuri. Każdy krok odbijał się w jego mózgu kanonadą bólu. Otwarta przestrzeń tylko pozornie mu pomogła. Wyszedł na skrzyżowanie, wprost na grupę robotów bojowych... Karakuri skierowały swoje sensory optyczne na niego w oczekiwaniu na rozkazy. Przytłaczająca ciemność zaczęła wlewać się do umysłu Neko...
-Aktywować tryb odwrotu, ewakuacja rannych oraz nagrywanie obrazowo-dźwiękowe-wysyczał z bólem... Zirytowany, zaczynał odczuwać nienawiść do wszystkiego wokół. Głowa miała mu jakby pęknąć...
Roboty bez wahania zareagowały na polecenie. Po chwili utworzyły kordon ochronny i monitorując otoczenie zaczęły kierować się ku wyjściu z miasta...
-Oyama! Stań do walki, zdradziecki kundlu! - głos dobiegał jakby znikąd...
Ale Takeshi wiedział do kogo on należy... oto starszy z braci po wygranym pojedynku przyszedł do niego... Karakuri zareagowały błyskawicznie - odbezpieczyły broń i zaczęły szukać celu. Oyama warknął z nutką nienawiści.
-Nie wtrącać się, nagrywanie i ewakuacja rannych - po czym wystąpił z kordonu...
Po chwili stanął przed nim gigantyczny wojownik w zbroi wspomaganej. Ten sam, który kilka dni temu został okrzyknięty "Pogromcą Imperium" w uznaniu za zasługi podczas starcia odwetowego z siłami Cesarstwa Yu-Jing. Wtedy był symbolem doskonałego wojownika - dziś pozostała w nim tylko dzika, nieokiełznana siła. Neko Oyama, choć nieszczerze, ukłonił mu się. On zaś stał tylko niczym ucieleśnienie całej nienawiści tego Świata. Dobyli mieczy. Wokół narastała ciemność...
Zwód, unik, cios, garda, cios, skok, cios... To brutalne starcie było zaprzeczeniem wszelkich zasad dobrego pojedynku. Neko Oyama, zwykle opanowany, potrafiący zakończyć starcie jednym ciosem, walczył teraz o przetrwanie mierząc się z niegdysiejszym towarzyszem, niczym ze stugłowym smokiem. W jego sercu narastała nienawiść... Walczyli kierując się pierwotnym instynktem. W końcu padli na ziemię przechodząc do starcia na pięści. Walki w takim stylu Neko nie mógł wygrać, jego przeciwnik górował nad nim siłą i wytrzymałością. Ale nie zależało mu na zwycięstwie... Zależało mu na zniszczeniu oponenta, starciu go na krwawą miazgę i rozesłania jego członków na cztery strony świata. Nienawiść, którą czuł, przybierała na sile wraz z każdym jego tchnieniem. Z każą przelaną kroplą krwi. Z każdym wzbitym w powietrze tumanem kurzu. Silnym szarpnięciem odsunął się od przeciwnika. Wstał i zaczął biec w kierunku porzuconego miecza. Ale zapomniał o posiadanej przez drugiego Bushi broni palnej. Pochwycił katanę i niemal od razu poczuł kilka nagłych szarpnięć w plecach. Jego pancerz zablokował kilka trafień, ale to nie wystarczyło. Kule przedziurawiły go jak tamtej sądnej nocy... Tym razem jednak nie upadł. Neko obrócił się i z impetem ruszył na spotkanie swej zguby. Ginął na własnych warunkach. Ginął wpatrzony w nienawistne, pełne zawodu i bólu z powodu porażki oczy jego oponenta. Ginął czując do niego taką samą nienawiść. Upadli razem. Razem walczyli i razem polegli. Ciemność przesłoniła wszystko...
W oddali zaśpiewał słowik.
[...]
Niektórzy mówią, że niektóre z wciąż aktywnych miejskich kamer nagrały kordon japońskich robotów bojowych niosący dwa ciała. Jedno z nich miało być obficie zakrwawione, drugie zaś przebite na wylot samurajskim mieczem. Jednak żadna z kamer nie zarejestrowała niczego ciekawszego... Nie wiadomo, gdzie doszły te roboty. Nie wiadomo, czy w ogóle gdzieś doszły... Czy dotarły do celu? A może zostały przechwycone? Zniszczone? Zepsute? Nie wiadomo. Zupełnie jakby rozpłynęły się we wszechobecnej ciemności...